sobota, 15 lutego 2020

Co się dzieje z cenami prądu i dlaczego będzie jeszcze gorzej?



Co się dzieje z cenami prądu i dlaczego będzie jeszcze gorzej?

Już zapewne otrzymaliście pierwsze tegoroczne rachunki za prąd i, jeśli nie śledzicie wydarzeń w zakresie polityki klimatycznej, to mogliście doznać lekkiego szoku widząc jego wysokość. Obawiam się, że mam złe wieści: Tak, pomimo zapewnień rządzących, prąd podrożał i wszystko wskazuje na to, że będzie jeszcze droższy. W tym artykule wyjaśnię, dlaczego. Ale zacznijmy od podstaw:

Nasza krajowa energetyka to głównie węgiel

Nie dokonam wielkiego odkrycia, jeśli stwierdzę, że polska energetyka stoi na węglu. W zeszłym roku ok. 80 % krajowej produkcji prądu polegała na spalaniu kamiennego lub brunatnego w kotłach, z których para napędzała turbiny sprzęgnięte z generatorami. Nasza największa elektrownia zawodowa, Elektrownia Bełchatów, o mocy zainstalowanej 5,1 GWe ma nawet własną kopalnię węgla brunatnego, która obecnie jest największą w Europie dziurą stworzoną przez człowieka. Wynika to z tego, że właśnie węgiel jest naszym najpowszechniejszym zasobem naturalnym i, w zasadzie głupotą byłoby z niego nie korzystać.

Elektrownia Bełchatów - źródło: internet
Rocznie w Polsce wydobywa się ponad 60 mln ton węgla, który w znacznej większości jest przeznaczany do energetyki. Mimo to, wielu z Was słyszało o rekordach, jakie bijemy w imporcie węgla i zadaje sobie pytanie, dlaczego sprowadzamy węgiel z Rosji, Ukrainy, Kolumbii a nawet z Mozambiku a u nas leżą całe hałdy "czarnego złota", którego nikt nie chce. Odpowiedzią na to jest oczywiście cena. W zeszłym roku, wg szacunków Business Insider Polska, tona węgla rosyjskiego kosztowała średnio 303 zł a ceny za węgiel krajowy zaczynały się od 412 zł za tonę. Jeśli różnicę rzędu 100 zł/t pomnoży się przez blisko 9 mln ton sprowadzonego zza granicy węgla, to oszczędności robią się ogromne. (jest to porównanie cen węgla tej samej jakości. Więcej możecie znaleźć tu: link)

Ok. Czy nie dałoby się produkować tego naszego węgla jakoś taniej? Myślę, że to nie takie proste. Sytuacja w polskim górnictwie jest powszechnie znana i nie ma co się o niej szerzej rozpisywać, ale gdybym miał wypunktować najważniejsze problemy, to ująłbym właśnie te:
źródło: internet
  • Własność spółek górniczych - większość należy do państwa, czyli tak naprawdę to nikt o nie nie dba,
  • Powszechny etatyzm i rozpasanie związków zawodowych - trzynastki, wcześniejsza emerytura i pozostałe przywileje górnicze też kosztują,
  • coraz droższe wydobycie - po węgiel trzeba zjeżdżać coraz głębiej, co przekłada się na koszty produkcji.
Większość z powyższych stanowi problemy polityczne (państwówka) i, przynajmniej na razie, nie widzę możliwości szybkiego zakończenia wiecznych sporów na linii rządzący (z jakiejkolwiek opcji) - górnicy.

Fakt, że nasza energetyka w znacznej większości opiera się na paliwach kopalnych skutkuje dodatkowo wielką emisją gazów cieplarnianych, którym wojnę wypowiedziano na poziomie europejskim. Być może, część z Was już wie, że w Unii Europejskiej istnieje system handlu prawami do emisji CO2 i wielki przemysł musi płacić za puszczenie dymka z komina. Więcej o tym napisałem w kolejnym akapicie.

Teraz wielka polityka z walką o klimat w tle

"Przede wszystkim trzeba podkreślić, że mamy jedną z najtańszych cen prądu w Unii Europejskiej, to punkt pierwszy. Punkt drugi, prąd staje się droższy na skutek Unii Europejskiej. Unia Europejska powoduje poprzez swoją politykę, że prąd rośnie, cena prądu rośnie we wszystkich krajach w tym również w Polsce" - to cytat premiera Mateusza Morawieckiego podczas wywiadu udzielonego na antenie RMF FM w dniu 23 listopada zeszłego roku (całość tu: link), który odbił się szerokim echem i został skomentowany przez wszystkich od lewa do prawa. A co ja na ten temat powiem? No cóż... mówił prawdę!


źródło: internet
Zacznijmy od kwestii wpływu UE na ceny prądu. W roku 2008, Parlament Europejski przyjął szereg rozwiązań, zwanych pakietem klimatycznym, wśród których znalazł się system handlu prawami do emisji CO2. Obejmuje on swoim zasięgiem cały przemysł energochłonny i energetykę a więc również elektrownie. Każdy duży emitent gazów cieplarnianych jest zobowiązany zakupić sobie określony limit do emisji. Handel dokonuje się na zasadach rynkowych, z tym, że ilość dostępnych limitów określa Komisja Europejska.

Warto podkreślić, iż nie jest to pierwszy tego typu projekt. Sam pomysł giełdy emisji znalazł się w Protokole z Kioto (1997) a pierwsza na świecie giełda CO2 istniała w Chicago. Ta jednak opierała się na dobrowolnym przystąpieniu przedsiębiorstw do niej. Po nieudanych próbach narzucenia jej całej gospodarce, giełda ostatecznie upadła. Obecnie. systemy handlu emisjami funkcjonują lub są wprowadzane w: Chinach (największy na świecie), UE, Australii, Kazachstanie, Nowej Zelandii i Kalifornii.

Być może była to inspiracja dla władz unijnych, które pomysł nieco odświeżyły i narzuciły jako obowiązujący w całej wspólnocie, jako główne narzędzie do walki z emisją dwutlenku węgla. I od tego czasu, przedsiębiorstwa energochłonne oraz elektrownie muszą bić się o każdy limit na emisję a KE sukcesywnie dostępne limity obcina. Jak się słusznie domyślacie, koszty, które wytwórcy elektryczności ponoszą na zakup praw do emisji są przerzucane na spółki handlujące energią a, w konsekwencji, dorzucane do naszych rachunków za prąd.

O jakich kosztach mówimy?

Do obliczeń przyjąłem dane na temat wartości opałowej węgla i emisji CO2 zaczerpnięte z KOBiZE. (tutaj).

Z obliczeń wynika, że aby wyprodukować 1 kWh prądu trzeba spalić ok. 0,41 kg węgla, co przełoży się na wyemitowanie ok. 0,83 kg dwutlenku węgla. Przy średniej dzisiejszej cenie praw do emisji równej 25 EUR/t, dobija nam to do ceny ok. 9 gr za kWh! Zainteresowanych obliczeniami odsyłam na sam koniec, gdzie zamieściłem ich skan.

W roku 2018 Komisja Europejska znacznie obniżyła dostępne limity uprawnień, co przełożyło się na znaczny wzrost ich cen. Wtedy też pojawiły się pierwsze obawy o niespotykaną wcześniej skalę wzrostu cen prądu. Na załączonym wykresie widać, jak zmieniały się ceny uprawnień do emisji CO2 na przestrzeni lat i kiedy odnotowano ich największy wzrost.
Zmiany cen uprawnień do emisji CO2 na rynku w EUR/t - źródło: cire.pl
O słuszności tych rozwiązań, pozwolę sobie, się nie wypowiadać. Mogę jedynie stwierdzić, że nałożenie kosztów emisji gazów cieplarnianych największe piętno odciśnie na tych gospodarkach UE, które ze względu na doświadczenie komunizmu i zapóźnienie w rozwoju technologicznym, wciąż opierają się o konwencjonalne, wysokoemisyjne technologie, czyli głównie na nas. Należy mieć również na uwadze, że rosnące koszty energii, w perspektywie oznaczają drożejące produkty i usługi. Jest to szczególnie bolesne właśnie dla krajów Europy środkowej i wschodniej, gdzie ze względu na różnicę poziomów rozwoju gospodarczego wciąż ceny i zarobki są niższe niż na zachodzie a która będzie zmuszona do realizacji celów tej polityki w takim samym czasie, co kraje bardziej rozwinięte. Wynika z tego, że za politykę klimatyczną Unii Europejskiej najwięcej zapłacą kraje tzw. nowej Unii.

Czy prąd w Polsce jest drogi?

No dobra. Teraz weźmiemy się za "po pierwsze" premiera Morawieckiego i sprawdzimy, jak te ceny naszego prądu mają się do europejskich i światowych. Wielkości bezwzględne mówią jasno: mamy niemal najtańszy prąd w całej UE. Pierwszy wykres przestawia rozkład cen energii elektrycznej w pierwszej połowie zeszłego roku w EUR/kWh. W Polsce, cena ta wyniosła 0,13 EUR/kWh. (Szóste miejsce od dołu wśród krajów UE)
źródło: eurostat
Taaak, wiem. Nie słyszę zachwytu a jedynie pytania, jak to ma się do naszych zarobków. I tu jest już nieco gorzej. Poniższy wykres przedstawia cenę energii elektrycznej w danym kraju UE odniesioną do siły nabywczej portfeli jego mieszkańców, czyli w dużym uproszczeniu - do zarobków:
źródło: forsal.pl
W tym aspekcie wypadamy na 10 miejscu, co plasuje nad w pierwszej połowie stawki, ale jakoś nie cieszy. Oznacza to, że w odniesieniu do siły nabywczej mamy droższy prąd niż Duńczycy, czy Holendrzy!

Mała uwaga na koniec: te ceny dotyczą jedynie gospodarstw domowych w pierwszej połowie 2019 roku, kiedy to działał jeszcze tzw. mechanizm rekompensat dla odbiorców indywidualnych. Natomiast, przedsiębiorcy, którzy również są konsumentami prądu nie mieli takiego luksusu i zmuszeni byli płacić ceny rynkowe... i przerzucać je na swoich klientów.

System rekompensat za podwyżki cen prądu to kompletna klapa

Pomimo wielu obietnic złożonych przez przedstawicieli rządu (ciekawe dlaczego akurat przed wyborami?), ceny energii elektrycznej wzrosły i odczuł to każdy, kto widzi rachunki. Kiedy naród był zajęty przygotowaniami do świętowania nadejścia roku 2020, to 30 grudnia 2019 Urząd Regulacji Energetyki, rzutem na taśmę zatwierdził taryfy dla trzech z czterech największych dostawców energii elektrycznej w Polsce. (Wyjątkiem był Tauron, któremu URE zatwierdził nową taryfę już na początku grudnia). Tym samym regulator zgodził się na podwyżkę cen dla gospodarstw domowych średnio o 10 %.

Moim zdaniem, zatwierdzenie tych taryf, za pięć dwunasta było zagraniem wyjątkowo perfidnym, ale, z drugiej strony, nie można było już dłużej udawać, że problemu nie ma. W zeszłym roku działał wprowadzony z inicjatywy rządu mechanizm rekompensat za niewprowadzone podwyżki cen prądu. Krótko mówiąc: rząd zmusił spółki energetyczne, żeby nie podnosiły cen energii dla odbiorców indywidualnych a w zamian za to sypnął pieniążkami podatników aby zrekompensować, straty wynikające, często ze sprzedawania energii poniżej kosztów jej zakupu. Tym zagraniem udało się oszukać opinię publiczną i przynajmniej poudawać, że podwyżek nie ma. Skończyło się to tak, że płaciliśmy za prąd niewiele więcej niż w 2018 a resztę dopłacaliśmy w podatkach.

źródło: internet
Słyszałem, że pieniądze na rekompensaty miały pochodzić z przychodów ze sprzedaży owych praw do emisji CO2, co wkurzyło Komisję Europejską, która kazała Polsce zakończyć tę zabawę. W tej chwili stoimy na tym, że politycy obiecali powstrzymać podwyżki cen prądu i... skutki tego widzicie dziś na swoich rachunkach.



Czy możemy coś zrobić aby nie płacić coraz więcej za prąd?

Wiem, że nakreśliłem w Waszych głowach bardzo smutną wizję i wielu z Was może nawet traci wiarę w lepsze jutro. Ale postaram się zakończyć ten wpis iskierką nadziei, bowiem jest kilka sprawdzonych pomysłów na zaoszczędzenie na kosztach energii elektrycznej.

Temat ten można rozpatrzyć w dwóch płaszczyznach: co Polska może zrobić w warunkach narzuconych w polityce klimatycznej i co my możemy zrobić we własnych domach aby płacenie za prąd nie było takie bolesne.

Najpierw przeanalizujmy możliwości Polski w UE. Moim zdaniem, próby negocjowania tam czegokolwiek, gdy ta instytucja ma już jasno określony kierunek, w którym od dawna podąża spełzną na niczym. Możemy jedynie odkładać w czasie to, co nieuniknione. Zakładając, że Polska chce pozostać w Unii, jedynym rozwiązaniem jest grzeczne dostosowanie się do coraz bardziej wyśrubowanych warunków, które są nam stawiane i przeprowadzenie poważnej transformacji gospodarki na niskoemisyjną. (Gospodarka zeroemisyjna to raczej utopijny, mokry sen zielonych i sugeruję nie traktować takich idei poważnie.) Kraje zachodnie, najczęściej już przestawiły swoją energetykę w kierunku zwiększenia wykorzystania odnawialnych źródeł energii, więc jakoś da się to zrobić. My mamy o tyle gorzej, że mamy na to mniej czasu i o wiele mniej pieniędzy.

Warty odnotowania jest fakt, że w ostatnich latach znacznie wzrósł odsetek energii odnawialnej w naszym mixie a łączna moc zainstalowana źródeł, w tym mikroźródeł prosumenckich w zeszłym roku wyniosła niecałe 9 GW! W dużym stopniu zawdzięczamy to programom wsparcia, takim jak "Mój prąd", czy słynne "Czyste Powietrze" ale, najlepsze rozwiązanie wprowadziła znowelizowana w 2018 roku ustawa o odnawialnych źródłach energii, która umożliwiła indywidualnym posiadaczom mikroinstalacji OZE magazynowanie nadwyżek produkcji w sieci, celem ich późniejszego wykorzystania. Moim zdaniem, był to kamień milowy w rozwoju energetyki rozproszonej, który sprawił, że wciąż niestabilne odnawialne źródła energii zaczęły być opłacalne.

źródło: internet
Mimo to, nadal jest co robić w tej kwestii. Trzeba przede wszystkim przestać wmawiać sobie pierdoły, że będziemy palić węglem aż do końca świata. Jak już wspomniałem, wydobywanie węgla w Polsce wymaga zjeżdżania na coraz większe głębokości, co nie tylko podnosi koszty tej technologii ale może skończyć się tym, że dojdziemy z kilofami tak głęboko, gdzie człowiek nie będzie mógł już funkcjonować! Ceny węgla rosną i może się wkrótce zdarzyć, że cena energii węglowej dogoni cenę energii odnawialnej.

Z drugiej strony, trzeba być na prawdę naiwnym, żeby myśleć, że w mig zlikwidujemy wszystkie elektrownie węglowe a w ich miejsce postawimy wiatraki i ogniwa PV. (Tzn, jest to technicznie możliwe, ale doprowadziłoby to nasz kraj do gospodarczej zapaści) Węgiel jest i jeszcze długo pozostanie naszym podstawowym źródłem energii a być może nie wyeliminujemy go całkowicie.

Polska powinna odkurzyć plany budowy kaskady na Dolnej Wiśle (autorstwa naszego pierwszego prezydenta, inż. Gabriela Narutowicza) i zbudować co najmniej jedną elektrownię atomową! Tak ukształtowany mix energetyczny uzupełni rozwijająca się w naszym kraju energetyka rozproszona, o której napiszę niebawem.

źródło: demotywatory.pl
A teraz - ten drugi, bardziej przyziemny aspekt przygotowań na podwyżki cen energii. Przeciętny zjadacz chleba nie ma co myśleć o negocjowaniu cen prądu, więc najlepiej przyjąć do wiadomości, że prąd będzie droższy i zacząć go oszczędzać.

Przede wszystkim; jeśli nie korzystasz ze światła, to je wyłączaj - taka zasada powinna nam przyświecać nam codziennie! Bo najbardziej przyjazna środowisku energia to taka, która nie została wyprodukowana. Efektywne wykorzystanie energii w naszych domach jest sprawą równie ważną, co ograniczanie spalania węgla przez wielki przemysł. Zwracajmy uwagę na sprzęt elektryczny, który kupujemy. Tani w zakupie przeważnie oznacza, drogi w eksploatacji. Jeśli mamy elektryczne ogrzewanie lub przygotowanie ciepłej wody, to warto rozważyć instalację własnego mikroźródła energii, np. coraz popularniejszych paneli fotowoltaicznych.

Pamiętajmy o tym, że ochrona środowiska i zrównoważony rozwój naszej planety nie jest zmartwieniem tylko polityków i wielkiego przemysłu. Najwięcej na tym świecie jest właśnie gospodarstw domowych i nas, przeciętnych ludzi, którzy na co dzień korzystają z dobrodziejstw tego świata. Bo każde, nawet najprostsze działanie wykonane z myślą o środowisku, pomnożone przez miliard daje ogromny efekt. Pamiętajmy jeszcze, żeby we wszystkich naszych działaniach zachować zdrowy rozsądek. 😊
Obliczenia własne